Po co dzieciom architektura?

O architekturze i znaczeniu edukacji przestrzennej w życiu dzieci rozmawiamy z Anną Stępniewską, architektką krajobrazu, prezeską Fundacji Architektura Plus, edukatorką architektoniczną dzieci i młodzieży.

 

Dlaczego architektura jest ważna? Czy ma na nas jakiś wpływ?

Oczywiście, że ma wpływ. Przez większość naszego życia przebywamy w przestrzeniach, które zostały zbudowane przez człowieka – nawet jeśli mieszkamy czy pracujemy w otoczeniu przyrody, to jednak nie śpimy pod gołym niebem. Przebywamy w budynkach i poruszamy się pomiędzy nimi przez większość naszego życia.

Czy Polacy mają świadomość architektoniczną? Mówi się, że słyniemy z tego, że jesteśmy niewrażliwi na otoczenie i mamy zaburzone poczucie estetyki…

Hmm, to temat rzeka. Bardzo trafnie podsumował ten problem Piotr Sarzyński w książce „Wrzask w przestrzeni”. Przyczyn tej sytuacji można szukać również w naszej historii. Na pewno na taki stan wpłynęło wiele czynników: zabory, ogrom zniszczeń wojennych, okres powojenny i niszczenie wszystkiego, co kojarzyło się z zaborcą czy z sanacją. W okresie komunizmu dobro wspólne było dobrem niczyim. Nie uniknęliśmy też zniszczeń w historii najnowszej, bo po roku ‘89 pewne budynki kojarzyły nam się z PRL-em. Zniknęło w ten sposób wiele pereł powojennego modernizmu, zniknęły też np. zabytkowe mozaiki, które jeszcze w latach 90. nie były wpisywane do rejestru zabytków. Krajobraz PRL-u był szary. Obecnie czujemy się wolni, toteż prześcigamy się w kolorach ścian czy elewacji, żeby się wyróżnić. Polskie miasta porażają różnorodnością form, natomiast wieś jest niezwykle kolorowa – takie trochę wesołe miasteczko dla dorosłych. Ci z nas, którzy mają na to środki, bawią się w budowniczych. Do tego przestrzeń się skomercjalizowała. Stojąc w korkach, zamiast na zabytki patrzymy na uliczne billboardy. Polityka architektoniczna przez wiele lat nie sprzyjała porządkowi urbanistycznemu, wystarczy spojrzeć na chaos zabudowy. Cieszy jednak, że już powoli zaczynamy dostrzegać tę rodzimą dysharmonię.

Czy jest na to jakaś recepta?

Każdy z nas, choć nie wszyscy jesteśmy architektami, może przyczynić się do poprawy sytuacji. Zwracajmy uwagę na to, co się dzieje wokół nas. Ja na sobotni spacer po lesie zabieram ze sobą worek na śmieci… Tak, czasem zdarza mi się sprzątać po sąsiadach.

No i oczywiście: edukacja. Od 12 lat wykonuję zawód edukatora architektonicznego i jestem chyba jednym z pierwszych w Polsce, który został zatrudniony na etacie w Młodzieżowym Domu Kultury im Wł. Broniewskiego w Warszawie. To było przecieranie szlaku, w 2006 roku, kiedy zaczynałam, mało było informacji, jak prowadzić takie zajęcia. Metody pracy z uczniem wypracowałam w dużej mierze sama. Praca z dziećmi, choć na początku trudna, była dla mnie i jest nadal niezwykle interesująca i rozwijająca. Bardzo się cieszę, że budzi się wśród nas coraz więcej inicjatyw związanych z tym tematem, wydawanych jest coraz więcej publikacji. Młodzi ludzie coraz powszechniej zwracają uwagę na estetykę otoczenia. Powstają programy edukacji architektonicznej. To system musi teraz doganiać nas, a nie my system.

Po co edukować dzieci w tej dziedzinie? Dlaczego warto oswajać dzieci z architekturą, designem, przestrzenią?

Bo to wiedza niezwykle użyteczna. Architektura łączy wiele dziedzin nauki i sztuki, niejako sztucznie rozdzielanych w szkole na poszczególne przedmioty. Poza tym, każdy z nas przynajmniej kilka razy w ciągu życia zmienia miejsce zamieszkania – urządzamy swoje mieszkania, domy, ogrody. Niektórzy stają się inwestorami, inni decydentami. Tworzymy dla siebie i innych środowisko życia. To wiedza potrzebna każdemu.

Edukacja architektoniczna została wpisana do podstawy programowej. Byłaś współtwórcą pierwszego polskiego programu takiej edukacji zatwierdzonego przez MEN.  Jak wygląda realizacja podstawy programowej w praktyce?

W praktyce tematem zajmuje się dość niewielka,  jak na 38-milionowy kraj, grupa osób. Dla wielu z nich wciąż jeszcze jest to hobby lub praca na zlecenie, ale podejmowane są próby zmiany tej sytuacji. Nauczycielom wciąż trudno jest prowadzić zajęcia architektoniczne samodzielnie, bez pomocy specjalisty; brakuje szkoleń, narzędzi. Kilka osób realizuje program Dialog z otoczeniem – m.in. w Stowarzyszeniu Akademia Łucznica. W Poznaniu prowadzony jest podobny program Nauka w Przestrzeni. W ubiegłym roku Narodowe Centrum Kultury zapoczątkowało kolejny program edukacji architektonicznej ArchiPrzygody, do którego napisania zostałam zaproszona i który docelowo ma objąć ponad 100 szkół. Trudne to zadanie, ale ponieważ program piszą praktycy i jest on na bieżąco aktualizowany oraz konsultowany z nauczycielami, istnieje szansa, że zadanie uda się wykonać. Życzę tego organizatorom.

A jak powinna wyglądać taka edukacja?

Może zabrzmi to trywialnie, ale powinna być prowadzona mądrze i z empatią. Uczmy dzieci, młodych ludzi uważności, wrażliwości, zadawania pytań typu: Jak to jest zbudowane? Dlaczego wieża runęła? Który kolor mi się podoba? Dlaczego ten element nie pasuje do reszty? Ważne jest indywidualne podejście do dziecka, uczestnika zajęć. Nawet ostatnio na lekcji w jednej z warszawskich szkół miałam chłopca, który powiedział, że nie narysuje elementów ogrodu, bo nie potrafi. Okazało się, że potrafi narysować jedynie koszary wojskowe. Smutna to refleksja, bo może dziecko nie chodzi z rodzicami na spacer do parku. Odnieśliśmy jednak małe zwycięstwo: ostatecznie powstał rysunek z twierdzą w Modlinie, z którego chłopiec był dumny.

Jesteś wymieniana jako jedna z kilku osób w kraju, które zapoczątkowały temat edukacji dzieci i młodzieży. Czy przez te lata zaszły jakieś zmiany w podejściu do tematu?

Przez ostatnie 10 lat temat stał się bardziej popularny. Coraz więcej osób i instytucji działa na tym polu, co jest z jednej strony dobre, ale z drugiej może prowadzić do obniżenia standardów w tej dziedzinie edukacji. Popyt tworzy podaż. Kiedy na rynku edukacyjnym jakiś temat staje się modny, jak grzyby po deszczu wyrastają różne firmy i osoby odpowiadające na to zapotrzebowanie. Nie zawsze prezentują nawet średni poziom merytoryczny czy metodyczny. Czy mamy na to wpływ? Myślę, że tak – oddolnie – jako konsumenci, rodzice, odbiorcy, sami się dokształcając i weryfikując ten rynek poprzez zdobytą niezależnie wiedzę, również tę z Internetu. Dobry edukator to taki, który cały czas się szkoli. Czerpie wiedzę z bardzo różnych źródeł, ale potrafi je również weryfikować. Istnieje także kilka organizacji i instytucji w kraju, które organizują konferencje na temat powszechnej edukacji architektonicznej. Na tzw. system, w tym akademików-teoretyków i polityków, raczej bym nie liczyła. Najważniejsze są działania oddolne.

Twoja fundacja zajmuje się organizowaniem i prowadzeniem zajęć/warsztatów dla dzieci z zakresu architektury. Skąd czerpiesz pomysły na zajęcia?

Pomysły czerpię z otoczenia. Ślimak uratowany na chodniku może być inspiracją do lekcji o greckiej kolumnie czy o ciągu Fibonacciego. Zestawy scenariuszy zajęć tworzy się latami, a potem cały czas się je udoskonala. Metodykę zajęć opieram również na doświadczeniach fińskich. Miałam szczęście, bo uczyłam się od Finów, a to mistrzowie światowej edukacji.

Co jest celem takich warsztatów?

Cele są wielorakie, ale główne to rozbudzenie w dzieciach ciekawości świata, kreatywności, wrażliwości na wszystko, co je otacza. Ważna jest również umiejętność pracy i komunikacji w grupie. Oczywistym jest, że nie wszyscy staną się potem architektami. Jednak wiedza z tej dziedziny, jak wcześniej wspomniałam w recenzji Ignasia, może się przydać w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Jak wyglądają takie zajęcia?

Lubię mówić do dzieci po imieniu, najpierw poznać się z nimi, powiedzieć im kim jest architekt, projektant. A potem przechodzę do wybranego tematu zajęć, podaję  trochę użytecznej wiedzy, ciekawostek, zadaję też sporo pytań i przeprowadzam z dziećmi praktyczne testy z materiałami, konstrukcją, formą. Wspólnie uczymy się poprzez zabawę i eksperymentowanie.

Czy miałaś jakieś ciekawe obserwacje podczas takich zajęć? Coś Cię zaskoczyło?

Zaskoczyło i wciąż mnie zaskakuje, prawie na każdych zajęciach! Że dzieci są bardzo spostrzegawcze i twórcze – my dorośli też możemy się wiele od nich nauczyć.

Mówi się wiele o problemach z kreatywnym myśleniem wśród dzieci. Niektóre badania sugerują, że kreatywność u dzieci zanika z wiekiem. Czy masz podobne spostrzeżenia podczas pracy z dziećmi?

Niestety tak. Mówiąc bardzo ogólnie, szkoła, z całym systemem uczenia się z podręczników, pamięciowym przyswajaniem wiedzy, z systemem testów sprawdzających i niewielką ilością aktywności twórczej, rozwija w dzieciach myślenie lewopółkulowe, logiczne. Nie usłyszy się od 5-ciolatka, że nie potrafi rysować. Takie stwierdzenie pojawia się natomiast w grupie dzieci 8-, 9-letnich. To bardzo smutne. Wszystkie dzieci rodzą się kreatywne, a potem to my, dorośli, wprowadzamy dziecko w system, który w nich tę kreatywność usypia. Często, niestety, na całe życie.

Co jest dla Ciebie inspiracją podczas przygotowywania scenariuszy zajęć, warsztatów?

Zainspirować może wszystko. Miałabym problem ze znalezieniem odpowiedzi na pytanie, co mnie nie inspiruje. Jestem osobą, u której dominuje prawa półkula, czasem nawet mam problem z ilością pomysłów i nie nadążam wcielać ich w życie. Prawdopodobnie mam ADHD.

Czy każdy może prowadzić zajęcia dla dzieci z architektury?

Pytanie można zadać inaczej: Czy każdy może być nauczycielem? Odpowiedź brzmi: chyba nie. Do tego potrzebne są odpowiednie predyspozycje. Trzeba to lubić. Dzieci się nie oszuka. Jeśli dzieci powiedzą, że coś im się podoba, to mówią prawdę. Wytkną każdy błąd. Zawód edukatora architektonicznego to nie jest praca dla kogoś, kto nie ma do siebie dystansu i kto nie lubi dzieci.

Co jeśli ktoś chciałby być edukatorem, a nie ma wiedzy? Od czego zacząć? Na co zwrócić uwagę?

Najlepiej skończyć studia architektoniczne lub pokrewne, np. historię sztuki i podyplomowo pedagogikę lub animację kultury. Albo zatrudnić taką osobę. A potem śledzić kalendarz wydarzeń  na stronach organizacji związanych z tą tematyką, Narodowego Centrum Kultury, muzeów czy w urzędzie miasta. I próbować zainteresować lokalną szkołę, dom kultury – przygotować ofertę zajęć.

Jak przygotować ciekawe zajęcia, a przy tym nie przeznaczać na to zbyt dużego budżetu, którego szkoły i przedszkola często nie mają?

W Fundacji przez rok pracowaliśmy bez budżetu na materiały, a więc można. Wykorzystujmy materiały z recyklingu, porozmawiajmy z zaprzyjaźnionym sklepem, producentem artykułów papierniczych, marketem budowlanym. Jeśli chodzi o honorarium za prowadzenie warsztatów, na takie działania szkoły i gminy mają środki, więc od tego można zacząć. Od wizyty w Wydziale Kultury, Edukacji czy Ochrony Środowiska w gminie, od środowiska lokalnego.

Z czego dzieci mogą budować w domu? Jakieś podpowiedzi dla rodziców?

Praktycznie ze wszystkiego, co nie stanowi dla dzieci jakiegoś zagrożenia. Nie namawiałabym na budowania z naleśników jak Ignaś, choć, oczywiście, dzieci lubią eksperymentować. Trzeba pamiętać, że jeśli dajemy dziecku nietypowe materiały do zabawy, to w przypadku małych dzieci taka zabawa zawsze powinna się odbywać pod opieką osoby dorosłej.

O czym należy pamiętać podczas takich zabaw z architekturą?

Żeby dziecka nie krytykować i za bardzo nie ingerować w zabawę, nie poprawiać, jeśli dziecko samo nas o pomoc nie poprosi. Dać mu czas na doświadczenie porażki i świętować z nim zwycięstwo. Może się też zdarzyć, że dziecko rozbudzi w nas samych zainteresowania, których wcześniej u siebie nie podejrzewaliśmy.

Jesteś jednym z autorów scenariuszy zajęć w programie ArchiPrzygody prowadzonym przez NCK. Odbył się już program pilotażowy, ruszyły zapisy do kolejnej edycji. Co to za program?

Program został napisany przez praktyków, osoby, które mają za sobą wiele lat pracy z dziećmi. To chyba najlepsza rekomendacja. Mamy interdyscyplinarny zespół – architekta, architekta krajobrazu, nauczycielkę, historyczkę sztuki i animatorkę. Ewaluacja programu pilotażowego pokazała, że przedszkola były bardzo zadowolone z przebiegu zajęć. A nauczyciele przedszkolni to bardzo wymagająca grupa zawodowa i dostrzegą każdy błąd, nie mówiąc już o dzieciach.

Wydałaś też publikację edukacyjną „Out of the box”…

Tak, „Out of the Box” – Ucieknij z pudełka – indywidualny przewodnik po nowoczesnej architekturze Gdyni to publikacja, która powstała na zlecenie Miasta Gdyni i z której bardzo się cieszę. Skorzystały z niej już setki młodych ludzi, niestety, tylko lokalnie. Książka pokazuje jak „czytać” architekturę, a właściwie, jak jej doświadczać wszystkimi zmysłami. Dostała świetne recenzje, m.in. od znanego historyka architektury dr. Huberta Bilewicza. Mam marzenie, żeby podobną książkę wydać na rynku ogólnopolskim, tematyka jest uniwersalna. Może znajdzie się wydawnictwo, które będzie taką pozycją zainteresowane.

Jakie są dalsze plany Fundacji?

To trudne pytanie. Prowadzenie Fundacji, która nie ma działalności gospodarczej, nie jest łatwe. Rozliczanie dotacji unijnych, nawet niewielkich, jest skomplikowane i czasochłonne. Fundacja powstała w trochę innych warunkach – w Gdyni, w której mieliśmy zapewnione działania na rzecz miasta. Niestety, zarówno z ówczesnym prezesem Fundacji,  jak i miastem, musieliśmy się pożegnać. Spotkaliśmy na swej drodze również ludzi nieuczciwych, którzy nie wywiązywali się z umów nam danych. Te wydarzenia, jako organizację i ludzi w niej działających, nas osłabiły. Obecnie utrzymujemy się głównie z darowizn i wpłat własnych. Jako Fundacja nie chcemy być kojarzeni z wielkimi korporacjami czy rynkiem deweloperskim, ale z drugiej strony to tam są pieniądze, których do rozwoju w gruncie rzeczy potrzebujemy. Wolność kosztuje. Na pewno Fundacja musi ulec transformacji. Potrzebujemy sponsorów, niewątpliwie sami mamy również dużo do zaoferowania. Z otwartymi ramionami przyjmiemy nowych członków, jeśli będą chętni. Świat zmienia się bardzo szybko. Żyjemy dniem dzisiejszym, jednak mamy pełną świadomość, że to dziś budujemy przyszłość. Myślę, że najlepszym podsumowaniem będą słowa Wojciecha Młynarskiego: Róbmy swoje. Czyli to, w czym każdy z nas czuje się najlepiej, to w czym jesteśmy specjalistami. Zajmujmy się tym, na co mamy wpływ. Niech każdy z nas dołoży małą cegiełkę, choćby to było jedynie wyrzucenie butelki po wodzie do kosza, a nie do lasu, a zmienimy świat na lepsze. I życzmy sobie, żeby otaczały nas tylko piękne krajobrazy.

Dziękujemy za rozmowę.

 

Redakcja

 

Dodaj komentarz

Your email address will not be published. Required fields are marked *